Czuję
bolesny skurcz serca, lecz staram się go ignorować, lecz kurwa mi
to nie wychodzi. Widzę jak podchodzi do barierki i pochyla się nad
nią opierając o zimny metal dłonie. Wbiłam się głębiej w róg
kanapy biorąc, w płuca dodatkową dawkę tlenu. Mróz rozsadza mnie
ode wewnątrz.
Wystawia
tułów za wyznaczoną granicę i spogląda w dół. Mam wrażenie,
że zaraz postawi nogi na cieńszych rurkach i wychyli się zanadto.
Tak
właśnie ucieka od problemów? Tak ty byś uciekała. Przez
ciało przechodzi dreszcz rozgrzewając rdzeń kręgosłupa. Ta
przyjemna nieważkość, kiedy sunęłabyś z 14 piętra ku twardej
ziemi, aby rozbić resztki swojej godności.
Naciągnęłam
rękawy grubego, zielonego swetra po same opuszki. Światełka
wiszące nade mną i odgłosy z wnętrza kawiarni dawały poczucie
bezpieczeństwa, które traciłam patrząc na wysoką postać.
Wycofał się. Zerknął za siebie na wypełnione stoliki. Byliśmy
sami na tarasie, a dopiero teraz mnie zauważył.
Spomiędzy
warg wypuściłam drżący oddech, który znalazł swoją formę w
kłębiącym się, nikłym obłoku pary. W jednej chwili byłam mała.
Za mała pod jego stanowczym spojrzeniem. Spojrzeniem pod którym
kryło się tyle bólu. Bólu, który z chęcią bym zabrała.
Zabrałabym do siebie.
Niepewnie
wstałam opatulona w beżowy koc, w tym o wiele za dużym swetrze.
Ujęłam kubek z gorącym kakao pomiędzy opuszki i ruszyłam w jego
stronę.
-Wysoko-
nie skomentował, więc wychyliłam się bardziej oceniając ile
metrów dzieli nas od ziemi- ciekawe co to za uczucie.
-O czym
ty mówisz...
-Nie
mów, że się nie zastanawiałeś.
Zacisnął
mocniej szczękę. Bez zastanowienia podałam mu kubek odwracając
się tyłem do barierki. Umieściłam dłonie na chłodnym tworzywie
i podskoczyłam siadając na niej. Niech mnie diabeł weźmie jeśli
się nie bałam w tamtym momencie. Włożyłam dla bezpieczeństwa
nogi pomiędzy pozostałe rurki, odbierając od niego gorącą
czekoladę.
-Ten
wiatr w włosach, na pewno słyszałbyś ostatnie bicia swojego
serca. Adrenalina buzowałaby ci w żyłach, rozsadzając je bardziej
niż mroźne, zimowe powietrze- zaśmiałam się cicho niczym jakiś
postrzelony psychopata... co ja pieprzę?
Cisza.
Przypatrywał mi się dokładnie. Odbierał mi całą pewność
siebie, której i tak miałam w sobie tak mało.
-Nie
myślę o samobójstwie- skwitował wyrywając mi kakao, spoglądałam
z zaciekawieniem na jego ruchy. Odłożył delikatnie naczynie na
szerokiej krawędzi doniczki.- Ty też nie powinnaś.
Pisnęłam
kiedy wsunął silne ręce pod moje boki sprowadzając mnie na
ziemię. Poprawił opadający na jedno ramię sweter i na nowo
nałożył na barki beżowy koc. Nawet z jego pomocą straciłam
równowagę kończąc przyklejona do jego klatki piersiowej. Napiął
mięśnie. Wyczułam to dokładnie, jakby jakikolwiek większy
kontakt sprawiał ból rozgrzanego spoiwa.
Zamarł.
Odskoczyłam
w tył przepraszając, od razu skupił się na widoku.
Nad
miastem rozciągała się jasna poświata delikatnie przechodząca w
granat nieba. Pojawiły się już pierwsze gwiazdy zapierając dech,
gdy mocniej zadarło się głowę do góry. Nie przeszkadzał mi
chłód... nawet kiedy nie czułam już nosa i byłam święcie
przekonana, że zazwyczaj blade policzki owiały się czerwienią.
-Zastanawiałaś
się kiedyś jak to jest przegrać wszystko?- mruknęłam na znak, że
go słucham. Nie chciałam odpowiadać teraz. Nie chciałam... Nie
znałam go, a tak bardzo chciałam mu powiedzieć, że rozumiem. Wiem
jak to jest. Jak jest przegrać wszystko... nie mówię tutaj o
materialnych rzeczach, ale o czymś ważniejszym... ludzie,
człowieczeństwo, bezpieczeństwo. - Jak to jest nie mieć siły
wstać...
-Nienawidzisz
samego siebie, a dni stają się takie same... wieczna monotonia.
Kończysz co noc w innym łóżku, albo gapisz się przed siebie na
tarasie hotelowej kawiarni. Nie masz poczucia czasu, mało śpisz,
nic nie jesz...- kostki na jego zaciśniętych dłoniach pobielały-
chyba coś tam wiem.
Milczeliśmy.
Cisza była piękna, taka spokojna, wydawała się być oddalona od
nas tysiące mil stąd. Pod nami rozciągał się Londyn. Uliczki
pomimo późnej godziny nie pustoszały, gdzieniegdzie słychać było
głośną muzykę, ruch samochodów... Ale dla nas liczyła się ta
cisza... znana tylko nam. Tylko nam, tylko w tym momencie, tylko w
tej chwili.
-Spieprzyłem
kilka ważnych spraw- westchnął unosząc głowę- i nie mam pojęcia
jak je naprawić, od czego mam zacząć.
Był
zagubiony... i to mnie przerażało. Też taka jestem. Przy nim
czuję się taka jeszcze bardziej. Bardziej podatna na każdy
najdrobniejszy gest, szept, słowo.
-Zacznij
od końca- szepnęłam szukając błekitu jego tęczówek.
Patrzył
prosto na mnie, wyższy o kilkadziesiąt centymetrów, z rękami
spoczywającymi już głęboko w kieszeniach odpiętej bluzy. Z
smutkiem stwierdziłam, że moja gorąca czekolada jest już zimna.
Zabrałam bez przekonania kubek i ruszyłam do środka pozostawiając
nieznajomego samego z swoimi myślami. Zanim jednak przekroczyłam
próg szklanych drzwi...
-Może
pora przestać uciekać? Stanąć i zacząć coś robić w innym
kierunku. Zacząć zdobywać powody dla których warto wstawać z
łóżka? Może i jestem zwykłą nieznajomą, ale rozumiem, że
każdy ma swoje problemy. Wierzę... - wdech- wierzę, że ty swoje
rozwiążesz, że znajdziesz sposób, aby wszystko wróciło na swoje
własne, właściwe miejsce. Jeśli nie wierzysz, że może ci się
udać... Pozwól mi wierzyć, że jednak dasz radę. Daj mi powód
dla którego mogę wstawać co dzień.
Cisza.
Posłałam mu jeszcze słaby uśmiech zapamiętując dokładnie
zielone kocie oczy. Odstawiłam niedopite kakao na ladzie dziękując
kasjerce za napój i ruszyłam w stronę windy.
Nim
zdążyłam się zorientować był obok. Ściskał pomiędzy palcami
moje nadgarstki. Był taki słodki w smaku, miał tak samo zimny nos.
Z tej odległości mogłam nawet dostrzec delikatne piegi. Przelotnie
zetknął razem nasze usta, ale poczułam miękkość tych warg. Ten
niepokój oddawany tym słabym dotykiem. Ten strach i ból w oczach i
drżącym ciele.
-Dziękuję.
Usłyszałam
za sobą dźwięk windy, poczułam jak delikatnie wpycha mnie do jej
środka, po czym natychmiastowo zamyka przyciskiem drzwi. Zanim do
końca się zamknęły zdążyłam jednak wyszeptać swoje imię. Nie
byłam do końca pewna czy usłyszał, ale zauważyłam podnoszące
się ku górze kąciki warg. Tak słodkich i miękkich.
~J
Piękny prolog, z pewnością będę czytać to opowiadanie :)
OdpowiedzUsuń