Wdech
i wydech. Powoli... jeszcze jeden obrót. Zejście niżej i delikatne
uniesienie. Przedstawiaj tą historię, żyj nią, nie bój się jej
emocji. Ostatnie przejście, wyskok i ponowne zetknięcie policzka z
ziemią.
To
nie może być normalne. Weź się w garść, to jest tylko
układ. Jeden. Kilka złożonych z sobą kroków.
-Fuck!-
Starłam z złością cieknącą po wargach krew i jak najszybciej
wstając podeszłam do torby, by wyciągnąć chusteczki.
-Myślałem,
że już sobie z tym poradziłaś- Matt przyklęknął przede mną
chwytając dużymi dłońmi moje kolana. Pokręciłam głową
unikając zaciekle jego wzroku. Nawet nie słyszałam jak wszedł i
jak długo tu był. - Krisy... martwię się.
Jego
kciuk przesunął się po mojej dolnej wardze ścierając resztki
krwi, wstałam widząc jak bierze go pomiędzy swoje zęby.
-Nie
potrzebnie, jestem zmęczona wracam do domu- chwyciłam pasek plecaka
ruszając w stronę wyjścia cały czas próbując zatrzymać krwotok
z nosa. Choć wstanie w tym stanie było jedną z najgorszych opcji
nie miałam ochoty na rozmowę z nim.- To co widzimy się przed
występem w sobotę?
Miałam
już poczuć chłód metalowej klamki i opuścić pomieszczenie
wypełnione cicho grającą jeszcze muzyką, jednak zatrzymał mnie.
-Wiem
o tobie trochę więcej- ścisnął moje ramię przesuwając palcem
wskazującym po policzku. Spięłam całe ciało, krew w tętnicach
przyspieszyła, a zamiast serca miałam maszynę, która posiadała
kilkaset koni mechanicznych.- Nie zapominaj kto pomagał ci w tym
narkotykowym piekle, przy czyim boku spędzałaś nie jedną noc -
jego szorstki zarost zetknął się z gładką skórą - Kriss.
-Nie!-
odwróciłam się gwałtownie wyrywając tym samym ramię- skończyłam
z wszystkim co miało coś wspólnego z zeszłym rokiem.
Zaśmiał
się gorzko ukazując szereg białych zębów. Tęczówki mu
pociemniały, a barki uniosły bardziej ku górze. Był niczym demon
nad swoją ofiarą, czuć było od niego chłód i tą jego potęgę,
którą potrafił ukrywać przed wszystkimi.
-Jesteś
mi coś winna Katherine- wzdrygnęłam się, już dawno nikt nie
używał mojego pełnego, poprawnego imienia. Na jego wydźwięk włos
zjeżył mi się na plecach i miałam wrażenie, że tamta osoba
przepadła już dawno. Przepadła w chwili kiedy postanowiłam
pierwszy raz spróbować. Od tamtego czasu nie słyszałam często
tego dźwięku, tylko wtedy gdy był wkurzony. Zagryzłam wargę i
zacisnęłam palce na chusteczce dusząc swoją bezsilność. -
Ośmieszyłaś mnie na oczach chłopaków, nadal myślą, że
jesteśmy razem.
-A
kiedykolwiek byliśmy? - prychnęłam- nie jestem ci nic winna. Co
straciłeś swój szacunek na "dzielni", bo niby "zerwałam
z tobą"? Wybacz, że się nie podporządkowuje i...
-A
może powinnaś ?- Jego chwyt był mocny i stanowczy.- Chyba nie
chcesz, aby nowi znajomi dowiedzieli się o twoim uzależnieniu? Aby
bali się do ciebie odezwać, by przypadkiem nie trafić na tych
gości co wisiałaś im kupę hajsu i puszczałaś się, aby
anulowali tobie dług?
-Nie
puszczałam się!
Jedyna
osoba z którą miałam bliższą styczność był... on.
Chyba. Najchętniej wymazałabym wszystko z pamięci. Wszystko. Każdą
chwilę.
Przerażające
jest to ile uzależniona osoba może poświęcić dla kilku gramów
białego proszku.
-Zostaw
mnie w spokoju, albo to ja powiem trochę więcej niż powinnam.
Szarpnęłam
ręką i wyrwałam ją spod jego dotyku. Ponownie zarzuciłam plecak
na ramię i czym prędzej wypadałam z sali. Nawet po opuszczeniu
budynku czułam jego dotyk. Miałam ochotę zdrapać całą skórę,
pozbyć się tej powłoki.
Wpadłam
zdyszana do autobusu, zaczesując włosy do tyłu. Zimna szyba
zetknęła się z moim czołem przesyłając nikłe
ukojenie. Oddychaj. Wdech. Wydech.
Nic
nikomu nie powie. Nie powie rozumiesz. Za bardzo się boi, że go
wydasz.
-Kogo
ja chcę oszukać...
Wszyscy
odpowiedni przyjaciele
We wszystkich odpowiednich miejscach
Więc
tak, pogrążamy się.
Oni mają wszystkie odpowiednie ruchy
Na
wszystkich odpowiednich twarzach
Więc tak, pogrążamy się.
To
nie, cicha noc, smagana zimnym, paraliżującym wiatrem. To nie
uporczywe ciepło, które daje kołdra. To nie wina tej niewygodnej
pozycji. To uwięziony w gardle oddech. A może raczej przerażone
westchnienie. Głębokie, nieregularne... szybkie jak trzepoczące
serce. Tylko nieliczni wiedzą jak niepokojący może być sen. Albo
ja bardzo może budzić w kimś lęk...
-Koszmar,
Krisy to tylko koszmar.
Aż
podskoczyłam. Siedzący obok Oliver spoglądał na mnie z
niepokojem. Posłałam mu przepraszające spojrzenie mówiące, że
już wszystko jest okey.
Jechaliśmy
wielkim busem w miejsce naszego występu. Denerwowałam się... to
pewnie dlatego, jednak zimny pot pokrywający moje ciało mówił mi,
że nie do końca właśnie o to chodzi. Mój wzrok powędrował na
przód pojazdu i natychmiast zetknął się z ciemnymi tęczówkami.
Matt.
Miałam
się już dawno odciąć od byłych problemów, jednak świadomość
tego, że wiedział trochę za wiele nie dawała mi spokoju.
-Co
się stało?
-Hmm..?
Nie
miałam zielonego pojęcia o co pytał mnie Oliver. Spojrzałam na
miejsce, które wskazywał. Dzięki krótkiemu rękawkowi było widać
idealny fioletowo-zielony siniak rozchodzący się dookoła mojego
ramienia. Przeklęłam w duchu.
-Uderzyłam
się... mam mały problem. Wystarczy, że się delikatnie gdzieś
zadrapię czy właśnie uderzę i jest od razu takie coś- posłałam
mu najbardziej przekonujące spojrzenie na jakie było mnie stać.
Nie wyglądał jakby uwierzył w moje słowa- Lepiej się zbieraj
zaraz wysiadamy.
I
tak właśnie było. Nim się obejrzałam już przeprowadzaliśmy
rozgrzewkę, ostatnia próba i już stałam w garderobie ubierając
balowe szaty. Taniec był dość ciekawą kombinacją nowoczesnych
kroków i walca. Spryskałam delikatnie upięte już włosy lakierem
i nałożyłam na twarz czarną maskę.
-Dobra,
dasz radę- ostatnie spojrzenie w lustro.
-Mogłabyś
uważać jak leziesz?
Zdezorientowana
podniosłam się z podłogi. Ktoś był tak łaskawy i stanął na
koniec mojej sukni. Stanowczo za często ostatnio mam bliskie
kontakty z ziemią.
-Ja?!
To nie ty leżysz na ziemi! Warto czasem otwierać oczy jak się
idzie!
Krzyknęłam
i dopiero teraz spojrzałam na mojego oprawcę. Wellinger. Ubrany
w elegancki garnitur z ułożonymi za pomocą żelu włosami. Używał
mocnych, męskich perfum za które pewnie nie wypłaciłabym się
przez kilka lat. Po dwóch tygodniach siniec pod okiem zdecydowanie
wyblakł i teraz trzeba było się naprawdę bardzo mocno
przypatrzeć, aby go zauważyć.
Prześledził
moją postać wzrokiem i poszedł dalej.
-Cóż
za gentlemen- prychnęłam.
Nie
miałam zielonego pojęcia, że ten "ważny zleceniodawca"
będzie chciał naszego występu na balu z okazji rozpoczęcia sezonu
sportów zimowych. Nawet nie miałam pojęcia, że takie coś
w ogóle istnieje!
Wyjrzałam
spod kurtyny. Sala była pełna różnych gości. Co chwila
zauważałam innego sportowca z jakiegoś innego kraju i innej
dzieciny sportowej. Kelnerzy z lampkami szampana przemykali pomiędzy
stolikami i stojącymi grupkami ludzi, którzy rozmawiali między
sobą. Nie zabrakło również trenerów, osób towarzyszących,
kilku innych ludzi z kadr.
Zauważyłam
Andreasa wraz z innymi znajomymi z drużyny. Na ten widok wypuściłam
głośno powietrze przez zęby, jednak musiałam przyznać, że
prezentował się naprawdę dobrze.
Zegarek
wybił 21. To był nasz czas, zostaliśmy zwołani na krótką
przedmowę Matta.
-Mam
nadzieję, że każdy wie co ma robić. Wierzę, że nam się uda,
pracowaliśmy bardzo ciężko przez ten czas i wiem, że wszystko
pójdzie po naszej myśli. Pamiętajcie o przełożeniu nogi w czasie
pochylenia, a wszystko pójdzie dobrze. No dzieciaki... pokarzmy im
jak się tańczy.
Każdy
pokiwał głową i ruszyliśmy. W głośnikach rozległ się męski
głos.
-Panie
i panowie przedstawiam wam tancerzy dzisiejszego wieczoru.
No
to ruszamy. Zebraliśmy się na środku sali i przy
pierwszych dźwiękach muzyki ukłoniliśmy się sobie w okręgu.
Zaczęło się. Obrót, przejście, zejście po plecach osoby po
lewej. Trzy kroki w stylu miejskim, przejście do walca.
Tańczyłam
z Oliverem, prowadził bardzo dobrze. Czułam jego ciepło, delikatne
perfumy i rozluźnione mięśnie. Przejście. Pochylenie... przełóż
i wyprostuj nogę. Dobrze! Kolejny obrót. Kobiety podeszły
do środka w czasie kiedy mężczyźni wykonywali swoje ruchy po
zewnętrznej stronie. Wszystko szło naprawdę dobrze. Nie zwracałam
uwagi na publiczność po bokach.
Kolejne
zejście i przejście. Zamiana partnerów. Tym razem trafiłam na
Matta. Jego ruchy w walcu były bardziej stanowcze. Widać było, że
to on kieruje. Mięśnie na barkach były twarde, a obroty
dopracowane. Pochylenie... niżej, niżej, niżej. Praktycznie
dotknęłam dłonią ziemi. Powrót. Ustawienie par w rząd,
dziewczyny twarzą do chłopaków. Skrzyżowanie rąk.
Cieszyłam
się, że maska zasłaniała mi twarz. Nie mógł dokładnie odczytać
moich emocji w momencie kiedy przyciągał mnie bliżej i wykonywał
kolejne figury.
Kolejne
przejście. Jeszcze tylko chwila. Wygięcie w łuk.
Przechylenie. Powrót. Przełóż ponownie nogę. Obrót.
Dłoń ku górze, wykończenie.
Muzyka
ucichła, jednak cisza trwała tylko kilka chwil. W jednej sekundzie
nie było nic, w następnej chór oklasków i krzyków rozlał się
po całym pomieszczeniu. Ukłoniliśmy się nisko i zaczęliśmy
wracać za kulisy.
-Tak!
To było piękne- przybiłam piątkę z Olim wymieniając następnie
uściski- teraz zapraszam na coś do jedzenia, z tych nerwów nie
jadłem od południa i teraz jestem mega głodny. Mógłbym pochłonąć
cały domek baby Jagi.
Zaśmiałam
się cicho patrząc na jego nieporadne ruchy. Zdjął maskę,
przeczesał palcami włosy... był taki naturalny i uśmiechnięty, w
pewnych momentach zachowywał się niczym małe dziecko co uznawałam
za naszą wspólną cechę. Cieszyłam się z naszej znajomości,
niewątpliwie szybko dotarliśmy do siebie. Zrozumieliśmy bez
większych przeszkód.
-No
co?
-Nic-
uśmiechnęłam się i pociągnęłam go do sali.
-Widzisz
gdzieś bufet?
Wskazałam
palcem wielki stół przy którym kręciło się kilku ludzi. Sala
nadal była zapełniona choć część gości wyszła na zewnątrz
zaczerpnąć świeżego powietrza. Odetchnęłam z trudem kiedy
przedostaliśmy się w wyznaczone miejsce. Poruszanie się w
tej sukni balowej jest piekielnie trudne kiedy otacza cię taka
chorda ludzi.
Właśnie
popijałam z lampki szampana, kiedy zauważyłam znajomą figurę i
włosy. Uniosłam brew ku górze na widok Alex, po czym spojrzałam
na jej splecione palce z palcami... Andreasa. Potrząsnęłam z
niedowierzaniem głową w końcu przełykając z trudem resztki
musującego alkoholu.
Uśmiech
dziewczyny niewątpliwie przyciągał spojrzenia wielu chłopaków,
ale Wellinger całkowicie to ignorował. Zamiast tego nie krępował
się z zerkaniem na obsługujące kelnerki w ołówkowych, czarnych
spódniczkach. Prychnęłam.
-Jesteś
jakaś taka blada. Petterson, Nicole chyba cię szuka- założyłam
ręce na piersi czując u swego boku Matta.
Oli
nie był chętny, aby mnie opuścić, jednak pod naciskiem wzroku
trenera dał za wygraną. Westchnął przeciągle i ruszył w stronę
dziewczyny stojącej po drugiej stronie sali.
-Dobrze
tańczyłaś.
-Ty
też- nie ukrywałam mojej niechęci do jego osoby. Po pamiętnym
dniu nie miałam zamiaru tolerować jego zachowania.
Podskoczyłam
na palcach, kiedy złapał moją rękę i uśmiechnął się do
podchodzącego w naszą stronę starszego mężczyzny.
-Jak
się podobało panie Moss?
Mężczyzna
skłonił delikatnie głowę. Wyłączyłam słuch podczas tej
rozmowy skupiając się jedynie na swojej dłoni w palcach Matta. Co
on sobie wyobraża. Podniosłam spojrzenie szukając Olivera
na horyzoncie. Nie było go. Zamiast tego skrzyżowałam spojrzenia z
znajomym blondynem. Jęknęłam w duchu jeszcze bardziej bezradna
zauważając, że Wellinger mnie rozpoznał. Jego zdziwienie było
bardzo podobne do mojego z początku imprezy. Nie zrywał kontaktu
wzrokowego, jakby usiłował coś sobie przypomnieć szukając tego w
najgłębszych częściach pamięci. Z trudem powróciłam do
poszukiwać. Gdzieś dosłyszałam, że mężczyzna stojący
obok jest naszym zleceniodawcą, ale szybko o tym zapomniałam
słysząc kolejne zdanie.
-A
co to za piękna dama? Widziałem jak pani tańczy, czysty talent.-
Odwzajemniłam uroczy uśmieszek i skinęłam głową w geście
podziękować.
-Proszę
mi wybaczyć nie przedstawiłem, moja dziewczyna Krisy.
Zdrętwiałam.
Rzuciłam mu karcące spojrzenie próbując jak najszybciej pozbyć
się jego dotyku.
-Przepraszam
,ale muszę zaczerpnąć świeżego powietrza.
Już
po chwili przedzierałam się przez tłum ludzi idąc w stronę
tylnego wyjścia. Jak najszybciej wypadłam na mroźne, jesienne
powietrze. Oddychaj. Oddychaj. Poszedł za mną...
czułam to. Zamknęłam mocniej oczy i przyśpieszyłam kroku. Niebo
było już czarne, ale nie było na nim gwiazd. Schowały
się, tchórze! Zwolniłam przy schodach zaraz za zakrętem.
-Co
to miało być!?
Jednak
go nie zgubiłam... stał za mną, a kiedy się odwróciłam ujrzałam
wściekły grymas jego twarzy. Zrobiłam mimowolny krok w tył.
Znałam tą postawę... coś zrobiłam nie tak. Znowu. Buzował i
poczerwieniał. Oczy ponownie zrobiłby się ciemniejsze niż zawsze.
Czułam pulsujące żyły i występujące kropelki potu. Już
zapomniałam jak to jest się go bać.
Zawsze
kiedy przychodziłam z prośbą o pomoc był wściekły... zawsze
żądał jednej i tej samej zapłaty, którą staram się zapomnieć
po dziś dzień. Za każdym razem kiedy nie chciałam się zgodzić
wściekał się jeszcze bardziej... zawsze kończyło się to w ten
sam sposób.
-Niby
co? Nie kojarzę, aby coś zaszło między nami! Nie mam zamiaru
udawać twojej dziewczyny, bo tak ci się chce!
-Nie
waż się na mnie krzyczeć, będę robił co mi się podoba, a ty
będziesz się słuchać, mała, brudna szma...
Zacisnęłam
pięści napełniając płuca tlenem. Nie będzie mi mówił co mam
robić.
-Radzę
ci się odpieprzyć, bo policja może być zainteresowana twoją małą
działalnością, o ile mi wiadomo sprzedaż i hodowla zioła nie są
zbyt legalne.
-Suka!
Poczułam
rozpalający żar w policzku, momentalnie się za niego złapałam.
Palił i pulsował, uniosłam spojrzenie na uniesioną rękę
mężczyzny. Przyłożył jeszcze raz, ale tym razem poczułam jak
zęby rozdzierając delikatnie policzek od wewnątrz, był gotów
wymierzyć mi i trzeci policzek.
-Jeszcze
raz to zrobisz, a oberwiesz, obiecuję.
Więc
tak, pogrążamy się
Tak, pogrążamy się
*OneRepublic
- All The Right Moves