-Krisy
dawno cię tu nie było.
Reakcja
mojego ciała była natychmiastowa, wszystkie mięśnie się napięły,
a żyły transportujące krew zawęziły. Puls przyspieszył.
Wiedziałam, że był to najgłupszy pomysł na świecie, aby tu
przychodzić. Mentalnie wymierzyłam sobie siarczystego policzka.
-Widzisz
Jack, tak się jakoś złożyło, że nie było mi tu po drodze.
Wzrok
padł na wysokiego szatyna, który górował nade mną nawet kiedy
siedziałam na wysokim barowym krześle. Muzyka zagłuszała mój
głos, ale nie przejmowałam się tym. Obserwowałam jak kolorowe
światła odbijają się od jego mocno wyrysowanej twarzy. Ciemne
tęczówki gubiące swój kolor w mroku iskrzyły się z
nieodgadnionym wyrazem. Zrobił krok w moją stronę na co od razu
wzdrygnęłam ciałem.
-Krisy
chyba się mnie nie boisz co? Mam coś co może cię zainteresować-
wyciągnął delikatnie zza kurtki przezroczystą torebkę.
Zacisnęłam pięści ujrzawszy biały proszek, który wypełniał ją
do połowy - dla ciebie za darmo.
-Nie...
Na
szczęście potrafię bardzo postawić na swoim i już po kilkunastu
minutach czułam jak narkotyk rozchodzi się po moim organizmie. Jak
powolnie rozprowadza po płucach, aby przeniknąć w żyły i uderzyć
w serce, które przepompuje substancję z krwią do mózgu. Brawo
Krisy.
Nie
za bardzo pamiętałam jak długo przebywałam w dusznym klubie, jak
długo tańczyłam ocierając się o spocone ciała, jak długo
wdychałam zapach potu zmieszanego z imprezowym dymem i alkoholem,
ani nie pamiętam jak znalazłam się na zewnątrz.
Jedyne
czego byłam pewna to wirującego granatu na niebie, choć wydawało
się to dość dziwne skoro kolor obejmował całe sklepienie. Nie
było gwiazd, nie było wiatru, ale czuć było nadciągającą
nawałnicę. Wdychałam mroźne powietrze próbując z całych sił
zakończyć tuczący się po głowie huk. Raz za razem coś od środka
próbowało rozebrać mi czaszkę na części, a ja z całych sił
próbowałam utrzymać ją w jednym kawałku.
Nie
mam pojęcia gdzie w tej chwili był Jack, ale po dłuższych
namysłach przy opieraniu się o ścianę klubu cieszyła mnie ta
niewiedza.
-Po
prostu musisz wziąć kilka głębszych wdechów i jakoś wrócić do
domu.
Taksówka
odpadała, nie miałam na nią pieniędzy, nie byłam nawet pewna czy
stać mnie na bilet autobusowy. Czy w ogóle jakikolwiek
kursuje o tej godzinie? Zorientowałam się jak stoję z
czasem 3:58 mogło być gorzej, ale z powodu pory roku
nie prędko zrobi się jasno, gdyby tak było mogłabym iść na
pieszo.
-Odbiło
tobie, odpieprz się ode mnie!
-Andi
nie mówisz chyba poważnie!
-Niby
czemu... kim ty właściwie jesteś Alex? No kim? Jesteś nikim, nic
nie wartym śmieciem, dziewczyną na jeden wieczór, jedną noc.
Znaleźli
się tuż obok, nawet nie zwracając na mnie uwagi. Wglądali jak
para kłócących się z sobą o najlepszy kawałek mięsa
jaszczurek. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie widzianego tak
niedawno filmiku z ową walką. Czy jaszczurki są chociaż
mięsożerne? Szybko porzuciłam pytanie kiedy krzyki dalej
dochodziły do moich uszu pomimo dłoni, które do nich przylegały.
-Więc
byłam kimś kim zwyczajnie mogłeś się zabawić?! Poważnie!
-Tak!
Nie udawaj, że o tym nie wiedziałaś kiedy wskakiwałaś mi do
łóżka!
-Ja
tobie?! Słyszysz siebie Wellinger?!
-Błagam
czy możecie kłócić się jakoś tak, no nie wiem... - rozłożyłam
bezradnie ręce zwracając na siebie ich uwagę- ciszej?
Oboje
odwrócili się w moją stronę. Dopiero teraz mogłam im się
przypatrzeć.
Kobieta
była śliczną osóbką z pięknymi, długimi blond włosami, które
były pofalowane łagodnie po same końce. Jej złota cera biła
blaskiem, a figura przykuwała pewnie wzrok nie jednego faceta. Nawet
ja poczułam do niej swego rodzaju pociąg, choć nie byłam pewna
czy nie jest to przypadkiem efekt znajdujących się we mnie resztek
narkotyku. Z jej ciemnych oczu spływały łzy, tworząc ścieżki na
zaróżowionych policzkach, kiedy wbijała wzrok w towarzysza.
Chłopak
zaś wbił ręce w kieszenie spodni, wydawał się dziwnie znajomy,
ale starałam się nie zwracać na to uwagi. Był wysoki i jestem w
stu procentach pewna, że gdybym stanęła przy nim sięgałabym mu
najwyżej do ramion. Co prawda byłaby i w tym zasługa moich marnych
160 centymetrów, ale nie zmieniało to faktu, że znacznie górował.
Włosy miał zaczesane do tyłu, jednak pomimo odrobiny żelu
układały się w typowy "artystyczny" nieład.
Moje
skupienie na ich wyglądzie nie trwało za długo. Przeskanowałam
każde z osobna od góry do dołu i odwrotnie rejestrując ich
milczenie.
-Dziękuję.
Nie
odpowiedzieli, chłopak przyglądał mi się z zaskoczeniem jakby
zobaczył nieżyjącą od lat siostrę, a dziewczyna jedynie spuściła
spojrzenie. Wbrew stanowi jaki mnie ogarniał zrobiło mi się jej
żal. Nawet alkohol, który dalej rozsadzał mi czaszkę pozwolił
zrozumieć sens ich kłótni. Oderwana od ściany stanęłam
naprzeciw nieznajomego.
Wypalał
w moim ciele żarzące dziury i miałam nieprzyjemne wrażenie, jakby
staczał w myślach jakąś zaciekłą bitwę. Jego ściągnięte
brwi ukazywał jego irytację jakimś nieokreślonym faktem. Bez
przeszkód poderwałam rękę ku górze i zamachnęłam się z całej
siły. Kostki zaciśniętej dłoni zetknęły się z jego twarzą tuż
pod lewym okiem. Włożyłam w to tyle energii na ile w tym momencie
było mnie stać, mając nadzieję na wybicie mu takiego zachowania z
głowy.
-Suka.
Wyprostował
głowę ponownie zwracając ją w moim kierunku, kiedy uderzyłam go
w to samo miejsce drugi raz.
-A
teraz jeśli będziesz tak uprzejmy odpieprzyć się od mojej
przyjaciółki.
Nigdy
nie byłam dobra w dogryzaniu ludziom, niestety w mojej naturze
leżała uprzejmość, nawet względem najgorszych wrogów, co
niekiedy szło na moją niekorzyść.
Chwyciłam
za dłoń nieznajomą i pociągnęłam w stronę szosy. Nie chciałam
jeszcze bardziej się pogrążać brakiem umiejętności obronny
innych.
-Wybacz,
że... jakby to ująć... starałam się przepraszam.
-Alex-
podała swoje imię wybuchając smutnym śmiechem- to było idealne,
nie wiem jak ci dziękować.
Posłałam
jej słaby uśmiech przypominając sobie, że jest 4 nad ranem, a do
domu mam kilka ładnych kilometrów. Jasnowłosa odczytała jakoś
moje myśli i oznajmiła, że zadzwoni po taksówkę. Nie miałam
martwić się kosztami, bo za poetycki ratunek opłaci każdą cenę.
Polubiłam ją. Kiedy taksówkarz wysadził mnie pod mieszkaniem,
wymieniłyśmy numery obiecując sobie kiedyś wyjście na kawę.
Klaun
stoi na ulicy, próbując się uśmiechnąć
Myśli o domu, w
którym stoi pusta wanna
Z
wielką niechęcią wdrapując się na szczyt schodów kamienicy
dotarłam pod właściwe drzwi. Starałam się znaleźć klucze, ale
po przeszukaniu każdej możliwej kieszeni byłam pewna, że je
zgubiłam. Wiedziałam o zapasowej parze u sąsiadki z niższego
piętra, ale szczerze wątpiłam, aby staruszka nie spała o 5 rano.
Zmordowana usiadłam na jednym z stopni zaczesując włosy do tyłu.
Postanowiłam jakoś przeczekać godzinę, dwie i wtedy do niej
zadzwonić.
Powoli
zaczynałam zapominać o wydarzeniach sprzed godziny, odpływałam
pragnąć zamazać, każdy możliwy szczegół wieczora. Dygoczące
dłonie zaczynały powoli irytować swoim zachowaniem i choćbym nie
wiem jak bardzo usiłowała, nie potrafiłam ich zatrzymać. Strach
zaczynał wypełniać komórki tworzące ciało, a szkielet wydawał
się być słaby, jakby pomimo podtrzymujących go mięśni miał się
skruszyć i rozpaść.
Jedyne
czego teraz potrzebowałam to chwili spokoju, odpoczynku i zimnego
prysznica. O pierwsze nie musiałam się martwić. Mieszkałam w
cichej okolicy z malutkim ogródkiem mieszkańców naszej kamienicy,
który znajdował się tuż przed wejściem. Stare mury zbudowane z
czerwonej cegły dawały przyjemny chłód na klatce schodowej w
której, aż roiło się od soczyście zielonych roślin.
Po
wystarczającej ilości czasu wstałam otrzepując spodnie i ruszyłam
w dół do sąsiadki. Pani Mauriz zapewniała, że rozumie sytuację
i nie miałam przejmować się wczesną godziną. Szybko ruszyła do
kuchni, a kiedy wróciła wręczyła mi zapasowe klucze do klatki i
mieszkania na jednym kółeczku. Podała również małą papierową
torebkę z niespodzianką na nowy dzień. Uśmiechnęłam się do
staruszki, podziękowałam uprzejmie, jeszcze raz przeprosiłam za
kłopot i jak najszybciej wróciłam na swoje piętro.
Już
w drzwiach przywitała mnie Lili delikatnie ocierając się o moje
nogi. Podrapałam kotkę za uchem i podeszłam do blatu w otwartej
kuchni. Nalałam jej świeżej wody i wsypałam trochę karmy,
następnie uchyliłam okno balkonowe.
Mieszkanie
miałam na samej górze, było jasne z wysokim sufitem. Długie,
stare okiennice pozwalały wpadać do środka porannym promieniom.
Należałam do tych dziewczyn, które uwielbiały kwiaty, więc
byłam w posiadaniu małej mieszkalnej "dżungli", jednak
każdy z gatunków winorośli należał do tych najmniej
wymagających. Kochałam to miejsce.
Postanowiłam
wziąć kąpiel i przebrać się w jakieś czyste ciuchy, usiąść z
dobrą książką i ciepłą herbatą całkowicie zapominając o
wieczornej imprezie. Tak też zrobiłam.
Ostatni
raz Krisy... nigdy więcej, żadnych imprez.... nigdy!
Klaun
stoi na ulicy, myśląc o swojej wannie -
Mistrzu
wybaczania, mistrzu zbrodni
Szanujmy nasze wanny za
wszystko, czym są,
Ponieważ widzą rzeczy, których nie chcą
widzieć
Ciekawie się zapowiada :)
OdpowiedzUsuń