piątek, 5 maja 2017

2

muzyka

Każdy z nas czegoś w swoim życiu żałuje . Jakiejś decyzji, jakiegoś popełnionego błędu, jakiejś drobnostki. Czy możemy się za to nienawidzić? Możemy. Nie ma w tym nic dziwnego, taka jest kolej rzeczy. To tak jak z życiem, rodzisz się i umierasz. Kiedyś podjęłam jedną złą decyzję. Jeden zły wybór. Przez niego zmieniło się moje życie. Może teraz gdybym już wiedziała jak to się skończy, zdążyłabym odsunąć od siebie propozycję i chęć zażycia białego proszku.
Może gdybym tego nie zrobiła, nie zaczęłabym się staczać, może nigdy bym nie zaznała jak to jest spać na ulicy, choć ma się dom kilkaset kilometrów przed sobą. Może nie zrezygnowałabym z starych przyjaźni na rzecz tych, po których na ciele pozostały mi tylko białe blizny i nie upadłabym jeszcze niżej. Zmienić jedną małą rzeczy i obserwować efekt motyla. Może gdybym wtedy odsunęła saszetkę, nie wylądowałabym na odwyku zorganizowanym przez matkę w domu, nie zaznałabym głodu narkotykowego, może nawet dalej bym tańczyła?
Tak... taniec był wszystkim co utrzymywało mnie przy życiu przez bardzo, bardzo długi czas. Dlatego mieszając łyżeczką w prawie rozpuszczonych już lodach moje zaskoczenie spowodowało niekontrolowany wymach dłonią. Robiąc na złość Lili, skopałam poplamiony koc na ziemię czekając, aż mój rozmówca da za wygraną i przerwie sygnał połączenia.
Oprzytomniałam i odłożyłam pudełko po lodach wyciszając telewizor z jakimś tandetnym wywiadem. Sygnał ponownie rozszedł się po mieszkaniu, niezadowolona kotka przeszła z pogardą obok dzwoniącego urządzenia i schowała się w sąsiednim pokoju.
-Dzięki, że zostawiasz mnie samą- wymamrotałam przesuwając palcem po ekranie.
Po drugiej stronie było dosyć głośno, ale po chwili wszystko ucichło. Niewątpliwie wszedł do innego pomieszczenia.
-Krisy, jak się czujesz?
Nie odpowiedziałam, bardziej byłam zaskoczona tym, że w ogóle do mnie zadzwonił. Wstałam podchodząc do okna wychodzącego na drogę. Po ulicy sunęły sporadycznie jakieś auta, jakiś rowerzysta, kilka pieszych z psami... nic nadzwyczajnego, a zarazem miałam wrażenie, że ta rozmowa to jedna z tych decyzji, która może coś zmienić, bardziej niż inne. Przygryzłam dolną wargę tocząc zaciętą bitwę wewnątrz siebie.
-Jesteś tam?
-Jestem- uchyliłam opadającą firankę, na pięknym niebie zaczęły pojawiać się ciemne deszczowe chmury- coś się stało Matt?
-Jesteś- wypuścił z ulgą powietrze.
-Tak, coś się stało?
Zaczęło padać, na początku powoli, a potem ulewa rozpętała się na dobre. Po drugiej stronie ulicy stał jakiś staruszek, czekał. Ubrany na czarno, z garstką białych włosów na czubku głowy, dygoczący delikatnie. Pociągnęłam za nitkę wychodzącą z materiału.
-Potrzebujemy jednej osoby do występu, zastanawiałem się...- przerwa, zaczęłam liczyć jego oddechy, staruszek dalej tam stał, bez parasola- zastanawiam się czy chciałabyś się dołączyć tak jak kiedyś. - Odwróciłam się od mężczyzny.- Jeden występ Krisy, jest dość ważny zleceniodawca.
-Nie wiem czy jeszcze potrafię- obeszłam dookoła kanapę, zaczesując włosy do tyłu.
Mieszkanie jak zwykle było jasne, delikatne kolory na ścianach, białe, bądź drewniane meble, dużo kwitów. Tutaj czułam się bezpiecznie, nadal tańczyłam, ale tylko dla siebie.... tylko tutaj. Lili wyjrzała zza framugi drzwi.
-Potrafisz Kriss, w całej swojej trenerskiej karierze nie miałem lepszej artystki- zaśmiałam się sarkastycznie- nie, nie mówię tego teraz by ciebie przekonać, taka jest prawda.
Ruszyłam ponownie w stronę okna. Staruszka nie było, ale z miejsca w którym stał zaczął odjeżdżać samochód. Mignęła mi kępka białych włosów w tylnej szybie pasażera. Odjechał.
-Trening zaczynamy od jutra, bądź na 6 rano, mamy niecałe dwa tygodnie, choreografia już jest.
Nie odpowiedziałam nic, po prostu się rozłączyłam. Rzuciłam telefon na poplamiony koc i jak małe dziecko oblizałam zanurzony w lodach palec. Czy ja aby na pewno jeszcze się do tego nadaję? Minął rok od kiedy ostatni raz profesjonalnie do tego podchodziłam. 
Odbicie w lustrze nie popierało tej decyzji tak samo jak i głowa, ale dusza się wyrywa. Stanęłam bokiem i wciągnęłam brzuch. Czy ja w ogóle zmieszczę się w stary strój?
-Wkopałam się Lili... jak zawsze.
Opadłam na kanapę z chęcią obejrzenia czegoś tak dennego i absurdalnego, że decyzja o występie będzie wydawała się w miarę ludzką rzeczą. Ponownie ochlapałam koc widząc na ekranie znajomą twarz.
-Stąd kojarzyłam tego sukinsyna! - Wskazałam na telewizor łyżeczką tak, aby Lili zrozumiała o kogo mi chodzi. -Ten tutaj widzisz, to gościu spod klubu.
Gdyby ktoś filmował moje życie w domu mógłby się uśmiać. Moje rozmowy z kotem schodziły naprawdę do dziwnych tematów, a co lepsze zawsze wierzyłam, że Lili wszystko rozumie. Nawet kiedy wlepiała we mnie pusty, niedorozwinięty wzrok.
Obserwowałam jak osoby poruszały bez wdzięcznie ustami, zbyt leniwa, aby włączyć dźwięk. Andreas Wellinger. No proszę.
Siedział przede mną z purpurowym sińcem pod okiem, gestykulował rzucając w dziennikarzy i aparaty swój uśmiech. Niebieskie oczy przeskakiwały z jednej dziennikarki na drugą zatrzymując się nieco dłużej na tych bardziej urodziwych. Podeszłam do monitora i wbiłam palec w jego czoło licząc na to, że poczuje ten pstryczek gdziekolwiek teraz udziela wywiadu. Zaczesał włosy roztrzepując je jeszcze bardziej, aby przykuć tym jeszcze bardziej uwagę innych.
-Pieprzona gwiazda... wystarczył jeden dobry sezon, a potrafią zapomnieć o tym co działo się rok czy dwa lata temu. Lili gdzie zgubiłaś pilota?! Przełączamy, przynieś ciastka z kuchni jeśli możesz.
Kot jedynie pomachał ogonem, skulił się i położył zwinięty w kłębek. Westchnęłam, sama ruszając po torbę od sąsiadki z dołu. Wracając ostatni raz przed przełączeniem spojrzałam w błękitne tęczówki na ekranie.
-Nie... to nie z telewizji ciebie kojarzę.

I choć dla wielu to szok i ból
I wszyscy wokół marzą o tym żeby nie wyszło
Już czułem ten mrok i chłód
I co by się nie działo zawsze musiałem wybrnąć
Już chyba zapomniałam dlaczego tak bardzo nienawidziłam codziennych treningów. 5:30 to nie najlepsza godzina dla ludzi mojego pokroju. Właśnie biegłam na autobus z ciężką torbą, kiedy usłyszałam sygnał dochodzącej wiadomości.
Mam nadzieję, że u ciebie wszystko, ok. Odezwij się, mama.
Prychnęłam, wiem, że w Stanach jest zupełnie inna godzina, ale mogłaby się czasami bardziej postarać. Wsiadłam do pojazdu komunikacji miejskiej próbując złapać oddech. Za oknem drzewa zlewały się w plamy, a sama droga stała się dość burzliwa przez nierówne ulice. 
Moja dawna szkoła tańca dalej przykuwała uwagę na jednej z głównych ulic. Ogromny budynek, z pokaźnym wejściem i kolumienkami. Przeskakiwałam po dwa schodki prowadzące do drzwi, by po kilku sekundach znaleźć się w przestronnym pomieszczeniu z recepcją na czele.
-Hej- pomachałam do nieznajomej brunetki, sprawdzając jej plakietkę. Spięła się na mój gest i wyraźnie wyprostowała- Amanda, tak? Jest może Deivid? 
-Ktoś mnie wzywał?
Nawet nie wiem skąd się pojawił, stanął za blatem dopiero po chwili orientując się kto przed nim stoi. Blondyn zamrugał kilka razy teatralnie przecierając oczy.
-Amando... mogłabyś mnie uszczypnąć? Chyba widzę umarłą. - Nie mogłam się powstrzymać i nachyliłam się, aby sięgnąć do jego czoła. -Ała! To boli! 
-Nie udawaj. Dzwonił Matt, wiesz gdzie go znajdę?
-Przychodzisz po roku milczenia- machnął ręką, abym poszła za nim- i jedyne co robisz to dajesz mi pstryczka w czoło? Gdzie jest Matt, gdzie jest Matt- uniósł ręce do góry, bezradnie wymachując nimi pokazując swoje oburzenie. - A ja to co? Nie dawałaś znaku życia, Krisy martwiłem się, przepadłaś jak woda w kamień...
-Woda w kamień powiadasz? - skręciliśmy w lewo po czym otworzył przede mną pierwsze drzwi, w środku krzątał się wysoki mężczyzna. Przyłożyłam wargi do policzka Deivida- Dziękuję, też tęskniłam.
Uśmiechnął się, potargał moje włosy i po prostu odszedł. Przez chwilę jeszcze spoglądałam jak idzie wolnym krokiem, podgwizdując cicho pod nosem. 
-A ja? Co dostanę na powitanie? - podskoczyłam zaskoczona jego dotykiem, po policzku przesunął szorstki zarost.
-Nic, konkretnego.

  I nawet jak los to wróg
I nieraz nawet w najgorętszych miejscach jest zimno
Musiałem dać krok na przód
Reszta grupy dotarła niedługo po mnie, byli młodsi, albo w moim wieku. Łącznie była nas dwunastka, usiedliśmy wokół Matta.
-Znalazłem brakującą osobę, mam nadzieję, że ciepło przyjmiecie Krisy- pomachałam do niektórych co spotkało się z ich uśmiechami- występ będzie za 10 dni, mamy tylko 10 dni, aby się synchronizować i opanować całą choreografię. Mam nadzieję, że mogę na was wszystkich liczyć. Występujemy dla sportowców z okazji rozpoczęcia zimowego sezonu. Jakieś pytania ?
Tylko jedna ręka poderwała się ku górze, zauważyłam przewrót oczami chłopaka z naprzeciwka. Zaśmiałam się cichutko. 
-Nasza szkoła szczyci się naprawdę wysokim poziomem- dziewczyna wpatrywała się w Matta niczym w boga- dziwię się, że poniektórzy dostają się tutaj od tak. Czy to sprawiedliwe względem nas wszystkich, którzy musieli przechodzić eliminacje ? 
Dopiero po chwili oprzytomniałam zdając sobie sprawę, że było to skierowane w moją stronę. Długonoga blondynka zatrzepotała rzęsami wbijając we mnie jadowity wzrok. Na moje oko była o jakieś 3 lata młodsza, ewidentnie chodziła jeszcze do szkoły średniej.
-Nicole, zapewniam cię, że Krisy ma wystarczające kwalifikację na tą szkołę. Już kiedyś tu uczęszczała, więc nie widzę większego problemu. Poza tym jest moją dobrą przyjaciółką i zgodziła się nam pomóc.- Brwi niejakiej Nicole podeszły wyraźnie do góry. - Koniec rozmów zaczynamy krótką rozgrzewkę i zabieramy się za trening.
Zaczęłam dokładnie rozgrzewać i rozciągać wszystkie stawy. Przyglądając się całej grupie. Wszyscy wydawali się bardzo dobrze znać, rozmawiali, śmiali się, jedynie wścibska blondynka stała sama idealnie na widoku Matta. Prychnęłam.
-Nie przejmuj się nią, ona już taka jest. Nienawidzi każdej dziewczyny, bo myśli, że zmniejszają się jej szanse na poderwanie trenera.
-Właśnie widzę, nie ma szans- usiadłam rozciągając nogi.
-Dlaczego tak uważasz?
-Bo znam Matta trochę dłużej niż ona- zrobił to samo... usiadł i spoglądał na nędznie starającą się Nicole- Krisy.
-Oliver.
Zaczęliśmy trening. Matt nie był pobłażliwy, wyciskał z nas siódme poty. Krok po kroku szlifowaliśmy kolejne partie tańca, co chwila wymieniając się miejscami, łącząc się w pary niczym w tangu, aby przejść w nowoczesne kroki.
-Dobra chwila przerwy!
Zaśmiałam się na pomruki radości. Starłam ręcznikiem pot z czoła i przyłożyłam butelkę z wodą do ust. 
-Matt!- odwrócił się z uśmiecham w moją stronę- mam pewien pomysł. Może w momencie przejścia zrównoważyć poziomy?
Matt wprowadził moją propozycję w choreografię, co oczywiście spotkało z komentarzem Nicole, ale patrząc na przedrzeźniającego ją Olivera, musiałam stłamsić śmiech.
Po skończonym treningu, przebrana i po prysznicu usiadłam na ławce w szatni. Dopiero teraz dotarło do mnie jak bardzo mi tego brakowało, tego niesamowitego wysiłku, wysiłku ponad siły. Odchyliłam głowę do tyłu rozkoszując się tą chwilą. Odtwarzałam w myślach każdy krok, Matt się postarał naprawdę.
Przeklęłam w myślach odnajdując jak najszybciej chusteczkę. Nie, nie, nie , nie , nie... tylko nie znowu. Przyłożyłam ją do nosa starając się opanować krwotok. Jedna chusteczka, druga... upewniłam się w lustrze czy nie ma niczego widać i po kilku głębszych wdechach wyszłam. To nie może zacząć się od początku.

  Dla wielu to szok i ból
I nieraz pozostaje Ci już tylko krzyk z gardła
--------------
Nie jestem pewna co do długości, czy taka Wam odpowiada? Chodzi mi tu głównie czy nie za dużo.



1 komentarz:

  1. Długość jest ok . Z niecierpliwością czekam na następny rozdział ;).

    OdpowiedzUsuń