muzyka
Każdy z nas czegoś w swoim życiu żałuje . Jakiejś decyzji, jakiegoś popełnionego błędu, jakiejś drobnostki. Czy możemy się za to nienawidzić? Możemy. Nie ma w tym nic dziwnego, taka jest kolej rzeczy. To tak jak z życiem, rodzisz się i umierasz. Kiedyś podjęłam jedną złą decyzję. Jeden zły wybór. Przez niego zmieniło się moje życie. Może teraz gdybym już wiedziała jak to się skończy, zdążyłabym odsunąć od siebie propozycję i chęć zażycia białego proszku.
Każdy z nas czegoś w swoim życiu żałuje . Jakiejś decyzji, jakiegoś popełnionego błędu, jakiejś drobnostki. Czy możemy się za to nienawidzić? Możemy. Nie ma w tym nic dziwnego, taka jest kolej rzeczy. To tak jak z życiem, rodzisz się i umierasz. Kiedyś podjęłam jedną złą decyzję. Jeden zły wybór. Przez niego zmieniło się moje życie. Może teraz gdybym już wiedziała jak to się skończy, zdążyłabym odsunąć od siebie propozycję i chęć zażycia białego proszku.
Może
gdybym tego nie zrobiła, nie zaczęłabym się staczać, może nigdy
bym nie zaznała jak to jest spać na ulicy, choć ma się dom
kilkaset kilometrów przed sobą. Może nie zrezygnowałabym z
starych przyjaźni na rzecz tych, po których na ciele pozostały mi
tylko białe blizny i nie upadłabym jeszcze niżej. Zmienić jedną
małą rzeczy i obserwować efekt motyla. Może gdybym wtedy odsunęła
saszetkę, nie wylądowałabym na odwyku zorganizowanym przez matkę
w domu, nie zaznałabym głodu narkotykowego, może nawet dalej bym
tańczyła?
Tak...
taniec był wszystkim co utrzymywało mnie przy życiu przez bardzo,
bardzo długi czas. Dlatego mieszając łyżeczką w prawie
rozpuszczonych już lodach moje zaskoczenie spowodowało
niekontrolowany wymach dłonią. Robiąc na złość Lili, skopałam
poplamiony koc na ziemię czekając, aż mój rozmówca da za wygraną
i przerwie sygnał połączenia.
Oprzytomniałam
i odłożyłam pudełko po lodach wyciszając telewizor z jakimś
tandetnym wywiadem. Sygnał ponownie rozszedł się po mieszkaniu,
niezadowolona kotka przeszła z pogardą obok dzwoniącego urządzenia
i schowała się w sąsiednim pokoju.
-Dzięki,
że zostawiasz mnie samą- wymamrotałam przesuwając palcem po
ekranie.
Po
drugiej stronie było dosyć głośno, ale po chwili wszystko
ucichło. Niewątpliwie wszedł do innego pomieszczenia.
-Krisy,
jak się czujesz?
Nie
odpowiedziałam, bardziej byłam zaskoczona tym, że w ogóle do mnie
zadzwonił. Wstałam podchodząc do okna wychodzącego na drogę. Po
ulicy sunęły sporadycznie jakieś auta, jakiś rowerzysta, kilka
pieszych z psami... nic nadzwyczajnego, a zarazem miałam wrażenie,
że ta rozmowa to jedna z tych decyzji, która może coś zmienić,
bardziej niż inne. Przygryzłam dolną wargę tocząc zaciętą
bitwę wewnątrz siebie.
-Jesteś
tam?
-Jestem-
uchyliłam opadającą firankę, na pięknym niebie zaczęły
pojawiać się ciemne deszczowe chmury- coś się stało Matt?
-Jesteś-
wypuścił z ulgą powietrze.
-Tak,
coś się stało?
Zaczęło
padać, na początku powoli, a potem ulewa rozpętała się na dobre.
Po drugiej stronie ulicy stał jakiś staruszek, czekał. Ubrany na
czarno, z garstką białych włosów na czubku głowy, dygoczący
delikatnie. Pociągnęłam za nitkę wychodzącą z materiału.
-Potrzebujemy
jednej osoby do występu, zastanawiałem się...- przerwa, zaczęłam
liczyć jego oddechy, staruszek dalej tam stał, bez parasola-
zastanawiam się czy chciałabyś się dołączyć tak jak kiedyś. -
Odwróciłam się od mężczyzny.- Jeden występ Krisy, jest dość
ważny zleceniodawca.
-Nie
wiem czy jeszcze potrafię- obeszłam dookoła kanapę, zaczesując
włosy do tyłu.
Mieszkanie
jak zwykle było jasne, delikatne kolory na ścianach, białe, bądź
drewniane meble, dużo kwitów. Tutaj czułam się bezpiecznie, nadal
tańczyłam, ale tylko dla siebie.... tylko tutaj. Lili wyjrzała zza
framugi drzwi.
-Potrafisz
Kriss, w całej swojej trenerskiej karierze nie miałem lepszej
artystki- zaśmiałam się sarkastycznie- nie, nie mówię tego teraz
by ciebie przekonać, taka jest prawda.
Ruszyłam
ponownie w stronę okna. Staruszka nie było, ale z miejsca w którym
stał zaczął odjeżdżać samochód. Mignęła mi kępka białych
włosów w tylnej szybie pasażera. Odjechał.
-Trening
zaczynamy od jutra, bądź na 6 rano, mamy niecałe dwa tygodnie,
choreografia już jest.
Nie
odpowiedziałam nic, po prostu się rozłączyłam. Rzuciłam telefon
na poplamiony koc i jak małe dziecko oblizałam zanurzony w lodach
palec. Czy ja aby na pewno jeszcze się do tego nadaję? Minął
rok od kiedy ostatni raz profesjonalnie do tego podchodziłam.
Odbicie
w lustrze nie popierało tej decyzji tak samo jak i głowa, ale dusza
się wyrywa. Stanęłam bokiem i wciągnęłam brzuch. Czy ja
w ogóle zmieszczę się w stary strój?
-Wkopałam
się Lili... jak zawsze.
Opadłam
na kanapę z chęcią obejrzenia czegoś tak dennego i absurdalnego,
że decyzja o występie będzie wydawała się w miarę ludzką
rzeczą. Ponownie ochlapałam koc widząc na ekranie znajomą twarz.
-Stąd
kojarzyłam tego sukinsyna! - Wskazałam na telewizor łyżeczką
tak, aby Lili zrozumiała o kogo mi chodzi. -Ten tutaj widzisz, to
gościu spod klubu.
Gdyby
ktoś filmował moje życie w domu mógłby się uśmiać. Moje
rozmowy z kotem schodziły naprawdę do dziwnych tematów, a co
lepsze zawsze wierzyłam, że Lili wszystko rozumie. Nawet kiedy
wlepiała we mnie pusty, niedorozwinięty wzrok.
Obserwowałam
jak osoby poruszały bez wdzięcznie ustami, zbyt leniwa, aby włączyć
dźwięk. Andreas Wellinger. No proszę.
Siedział
przede mną z purpurowym sińcem pod okiem, gestykulował rzucając w
dziennikarzy i aparaty swój uśmiech. Niebieskie oczy przeskakiwały
z jednej dziennikarki na drugą zatrzymując się nieco dłużej na
tych bardziej urodziwych. Podeszłam do monitora i wbiłam palec w
jego czoło licząc na to, że poczuje ten pstryczek gdziekolwiek
teraz udziela wywiadu. Zaczesał włosy roztrzepując je jeszcze
bardziej, aby przykuć tym jeszcze bardziej uwagę innych.
-Pieprzona
gwiazda... wystarczył jeden dobry sezon, a potrafią zapomnieć o
tym co działo się rok czy dwa lata temu. Lili gdzie zgubiłaś
pilota?! Przełączamy, przynieś ciastka z kuchni jeśli możesz.
Kot
jedynie pomachał ogonem, skulił się i położył zwinięty w
kłębek. Westchnęłam, sama ruszając po torbę od sąsiadki z
dołu. Wracając ostatni raz przed przełączeniem spojrzałam w
błękitne tęczówki na ekranie.
-Nie...
to nie z telewizji ciebie kojarzę.
I
choć dla wielu to szok i ból
I wszyscy wokół marzą o tym żeby
nie wyszło
Już czułem ten mrok i chłód
I co by się nie
działo zawsze musiałem wybrnąć
Już
chyba zapomniałam dlaczego tak bardzo nienawidziłam codziennych
treningów. 5:30 to nie najlepsza godzina dla ludzi mojego pokroju.
Właśnie biegłam na autobus z ciężką torbą, kiedy usłyszałam
sygnał dochodzącej wiadomości.
Mam
nadzieję, że u ciebie wszystko, ok. Odezwij się, mama.
Prychnęłam,
wiem, że w Stanach jest zupełnie inna godzina, ale mogłaby się
czasami bardziej postarać. Wsiadłam do pojazdu komunikacji
miejskiej próbując złapać oddech. Za oknem drzewa zlewały się w
plamy, a sama droga stała się dość burzliwa przez nierówne
ulice.
Moja
dawna szkoła tańca dalej przykuwała uwagę na jednej z głównych
ulic. Ogromny budynek, z pokaźnym wejściem i kolumienkami.
Przeskakiwałam po dwa schodki prowadzące do drzwi, by po kilku
sekundach znaleźć się w przestronnym pomieszczeniu z recepcją na
czele.
-Hej-
pomachałam do nieznajomej brunetki, sprawdzając jej plakietkę.
Spięła się na mój gest i wyraźnie wyprostowała- Amanda, tak?
Jest może Deivid?
-Ktoś
mnie wzywał?
Nawet
nie wiem skąd się pojawił, stanął za blatem dopiero po chwili
orientując się kto przed nim stoi. Blondyn zamrugał kilka razy
teatralnie przecierając oczy.
-Amando...
mogłabyś mnie uszczypnąć? Chyba widzę umarłą. - Nie mogłam
się powstrzymać i nachyliłam się, aby sięgnąć do jego czoła.
-Ała! To boli!
-Nie
udawaj. Dzwonił Matt, wiesz gdzie go znajdę?
-Przychodzisz
po roku milczenia- machnął ręką, abym poszła za nim- i jedyne co
robisz to dajesz mi pstryczka w czoło? Gdzie jest Matt, gdzie jest
Matt- uniósł ręce do góry, bezradnie wymachując nimi pokazując
swoje oburzenie. - A ja to co? Nie dawałaś znaku życia, Krisy
martwiłem się, przepadłaś jak woda w kamień...
-Woda
w kamień powiadasz? - skręciliśmy w lewo po czym otworzył przede
mną pierwsze drzwi, w środku krzątał się wysoki mężczyzna.
Przyłożyłam wargi do policzka Deivida- Dziękuję, też tęskniłam.
Uśmiechnął
się, potargał moje włosy i po prostu odszedł. Przez chwilę
jeszcze spoglądałam jak idzie wolnym krokiem, podgwizdując cicho
pod nosem.
-A
ja? Co dostanę na powitanie? - podskoczyłam zaskoczona jego
dotykiem, po policzku przesunął szorstki zarost.
-Nic,
konkretnego.
I
nawet jak los to wróg
I nieraz nawet w najgorętszych miejscach
jest zimno
Musiałem dać krok na przód
Reszta
grupy dotarła niedługo po mnie, byli młodsi, albo w moim wieku.
Łącznie była nas dwunastka, usiedliśmy wokół Matta.
-Znalazłem
brakującą osobę, mam nadzieję, że ciepło przyjmiecie Krisy-
pomachałam do niektórych co spotkało się z ich uśmiechami-
występ będzie za 10 dni, mamy tylko 10 dni, aby się synchronizować
i opanować całą choreografię. Mam nadzieję, że mogę na was
wszystkich liczyć. Występujemy dla sportowców z okazji rozpoczęcia
zimowego sezonu. Jakieś pytania ?
Tylko
jedna ręka poderwała się ku górze, zauważyłam przewrót oczami
chłopaka z naprzeciwka. Zaśmiałam się cichutko.
-Nasza
szkoła szczyci się naprawdę wysokim poziomem- dziewczyna
wpatrywała się w Matta niczym w boga- dziwię się, że poniektórzy
dostają się tutaj od tak. Czy to sprawiedliwe względem nas
wszystkich, którzy musieli przechodzić eliminacje ?
Dopiero
po chwili oprzytomniałam zdając sobie sprawę, że było to
skierowane w moją stronę. Długonoga blondynka zatrzepotała
rzęsami wbijając we mnie jadowity wzrok. Na moje oko była o jakieś
3 lata młodsza, ewidentnie chodziła jeszcze do szkoły średniej.
-Nicole,
zapewniam cię, że Krisy ma wystarczające kwalifikację na tą
szkołę. Już kiedyś tu uczęszczała, więc nie widzę większego
problemu. Poza tym jest moją dobrą przyjaciółką i zgodziła się
nam pomóc.- Brwi niejakiej Nicole podeszły wyraźnie do góry. -
Koniec rozmów zaczynamy krótką rozgrzewkę i zabieramy się za
trening.
Zaczęłam
dokładnie rozgrzewać i rozciągać wszystkie stawy. Przyglądając
się całej grupie. Wszyscy wydawali się bardzo dobrze znać,
rozmawiali, śmiali się, jedynie wścibska blondynka stała sama
idealnie na widoku Matta. Prychnęłam.
-Nie
przejmuj się nią, ona już taka jest. Nienawidzi każdej
dziewczyny, bo myśli, że zmniejszają się jej szanse na poderwanie
trenera.
-Właśnie
widzę, nie ma szans- usiadłam rozciągając nogi.
-Dlaczego
tak uważasz?
-Bo
znam Matta trochę dłużej niż ona- zrobił to samo... usiadł i
spoglądał na nędznie starającą się Nicole- Krisy.
-Oliver.
Zaczęliśmy
trening. Matt nie był pobłażliwy, wyciskał z nas siódme poty.
Krok po kroku szlifowaliśmy kolejne partie tańca, co chwila
wymieniając się miejscami, łącząc się w pary niczym w tangu,
aby przejść w nowoczesne kroki.
-Dobra
chwila przerwy!
Zaśmiałam
się na pomruki radości. Starłam ręcznikiem pot z czoła i
przyłożyłam butelkę z wodą do ust.
-Matt!-
odwrócił się z uśmiecham w moją stronę- mam pewien pomysł.
Może w momencie przejścia zrównoważyć poziomy?
Matt
wprowadził moją propozycję w choreografię, co oczywiście
spotkało z komentarzem Nicole, ale patrząc na przedrzeźniającego
ją Olivera, musiałam stłamsić śmiech.
Po
skończonym treningu, przebrana i po prysznicu usiadłam na ławce w
szatni. Dopiero teraz dotarło do mnie jak bardzo mi tego brakowało,
tego niesamowitego wysiłku, wysiłku ponad siły. Odchyliłam głowę
do tyłu rozkoszując się tą chwilą. Odtwarzałam w myślach każdy
krok, Matt się postarał naprawdę.
Przeklęłam
w myślach odnajdując jak najszybciej chusteczkę. Nie, nie,
nie , nie , nie... tylko nie znowu. Przyłożyłam ją do
nosa starając się opanować krwotok. Jedna chusteczka, druga...
upewniłam się w lustrze czy nie ma niczego widać i po kilku
głębszych wdechach wyszłam. To nie może zacząć się od
początku.
Dla
wielu to szok i ból
I nieraz pozostaje Ci już tylko krzyk z
gardła
--------------
Nie
jestem pewna co do długości, czy taka Wam odpowiada? Chodzi mi tu
głównie czy nie za dużo.
Długość jest ok . Z niecierpliwością czekam na następny rozdział ;).
OdpowiedzUsuń