poniedziałek, 17 kwietnia 2017

1

-Krisy dawno cię tu nie było.
Reakcja mojego ciała była natychmiastowa, wszystkie mięśnie się napięły, a żyły transportujące krew zawęziły. Puls przyspieszył. Wiedziałam, że był to najgłupszy pomysł na świecie, aby tu przychodzić. Mentalnie wymierzyłam sobie siarczystego policzka.
-Widzisz Jack, tak się jakoś złożyło, że nie było mi tu po drodze.
Wzrok padł na wysokiego szatyna, który górował nade mną nawet kiedy siedziałam na wysokim barowym krześle. Muzyka zagłuszała mój głos, ale nie przejmowałam się tym. Obserwowałam jak kolorowe światła odbijają się od jego mocno wyrysowanej twarzy. Ciemne tęczówki gubiące swój kolor w mroku iskrzyły się z nieodgadnionym wyrazem. Zrobił krok w moją stronę na co od razu wzdrygnęłam ciałem.
-Krisy chyba się mnie nie boisz co? Mam coś co może cię zainteresować- wyciągnął delikatnie zza kurtki przezroczystą torebkę. Zacisnęłam pięści ujrzawszy biały proszek, który wypełniał ją do połowy - dla ciebie za darmo.
-Nie...
Na szczęście potrafię bardzo postawić na swoim i już po kilkunastu minutach czułam jak narkotyk rozchodzi się po moim organizmie. Jak powolnie rozprowadza po płucach, aby przeniknąć w żyły i uderzyć w serce, które przepompuje substancję z krwią do mózgu. Brawo Krisy.
Nie za bardzo pamiętałam jak długo przebywałam w dusznym klubie, jak długo tańczyłam ocierając się o spocone ciała, jak długo wdychałam zapach potu zmieszanego z imprezowym dymem i alkoholem, ani nie pamiętam jak znalazłam się na zewnątrz. 
Jedyne czego byłam pewna to wirującego granatu na niebie, choć wydawało się to dość dziwne skoro kolor obejmował całe sklepienie. Nie było gwiazd, nie było wiatru, ale czuć było nadciągającą nawałnicę. Wdychałam mroźne powietrze próbując z całych sił zakończyć tuczący się po głowie huk. Raz za razem coś od środka próbowało rozebrać mi czaszkę na części, a ja z całych sił próbowałam utrzymać ją w jednym kawałku.
Nie mam pojęcia gdzie w tej chwili był Jack, ale po dłuższych namysłach przy opieraniu się o ścianę klubu cieszyła mnie ta niewiedza.
-Po prostu musisz wziąć kilka głębszych wdechów i jakoś wrócić do domu. 
Taksówka odpadała, nie miałam na nią pieniędzy, nie byłam nawet pewna czy stać mnie na bilet autobusowy. Czy w ogóle jakikolwiek kursuje o tej godzinie? Zorientowałam się jak stoję z czasem 3:58 mogło być gorzej, ale z powodu pory roku nie prędko zrobi się jasno, gdyby tak było mogłabym iść na pieszo.
-Odbiło tobie, odpieprz się ode mnie!
-Andi nie mówisz chyba poważnie!
-Niby czemu... kim ty właściwie jesteś Alex? No kim? Jesteś nikim, nic nie wartym śmieciem, dziewczyną na jeden wieczór, jedną noc. 
Znaleźli się tuż obok, nawet nie zwracając na mnie uwagi. Wglądali jak para kłócących się z sobą o najlepszy kawałek mięsa jaszczurek. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie widzianego tak niedawno filmiku z ową walką. Czy jaszczurki są chociaż mięsożerne? Szybko porzuciłam pytanie kiedy krzyki dalej dochodziły do moich uszu pomimo dłoni, które do nich przylegały.
-Więc byłam kimś kim zwyczajnie mogłeś się zabawić?! Poważnie!
-Tak! Nie udawaj, że o tym nie wiedziałaś kiedy wskakiwałaś mi do łóżka!
-Ja tobie?! Słyszysz siebie Wellinger?!
-Błagam czy możecie kłócić się jakoś tak, no nie wiem... - rozłożyłam bezradnie ręce zwracając na siebie ich uwagę- ciszej?
Oboje odwrócili się w moją stronę. Dopiero teraz mogłam im się przypatrzeć.
Kobieta była śliczną osóbką z pięknymi, długimi blond włosami, które były pofalowane łagodnie po same końce. Jej złota cera biła blaskiem, a figura przykuwała pewnie wzrok nie jednego faceta. Nawet ja poczułam do niej swego rodzaju pociąg, choć nie byłam pewna czy nie jest to przypadkiem efekt znajdujących się we mnie resztek narkotyku. Z jej ciemnych oczu spływały łzy, tworząc ścieżki na zaróżowionych policzkach, kiedy wbijała wzrok w towarzysza.
Chłopak zaś wbił ręce w kieszenie spodni, wydawał się dziwnie znajomy, ale starałam się nie zwracać na to uwagi. Był wysoki i jestem w stu procentach pewna, że gdybym stanęła przy nim sięgałabym mu najwyżej do ramion. Co prawda byłaby i w tym zasługa moich marnych 160 centymetrów, ale nie zmieniało to faktu, że znacznie górował. Włosy miał zaczesane do tyłu, jednak pomimo odrobiny żelu układały się w typowy "artystyczny" nieład.
Moje skupienie na ich wyglądzie nie trwało za długo. Przeskanowałam każde z osobna od góry do dołu i odwrotnie rejestrując ich milczenie.
-Dziękuję.
Nie odpowiedzieli, chłopak przyglądał mi się z zaskoczeniem jakby zobaczył nieżyjącą od lat siostrę, a dziewczyna jedynie spuściła spojrzenie. Wbrew stanowi jaki mnie ogarniał zrobiło mi się jej żal. Nawet alkohol, który dalej rozsadzał mi czaszkę pozwolił zrozumieć sens ich kłótni. Oderwana od ściany stanęłam naprzeciw nieznajomego. 
Wypalał w moim ciele żarzące dziury i miałam nieprzyjemne wrażenie, jakby staczał w myślach jakąś zaciekłą bitwę. Jego ściągnięte brwi ukazywał jego irytację jakimś nieokreślonym faktem. Bez przeszkód poderwałam rękę ku górze i zamachnęłam się z całej siły. Kostki zaciśniętej dłoni zetknęły się z jego twarzą tuż pod lewym okiem. Włożyłam w to tyle energii na ile w tym momencie było mnie stać, mając nadzieję na wybicie mu takiego zachowania z głowy.
-Suka.
Wyprostował głowę ponownie zwracając ją w moim kierunku, kiedy uderzyłam go w to samo miejsce drugi raz.
-A teraz jeśli będziesz tak uprzejmy odpieprzyć się od mojej przyjaciółki.
Nigdy nie byłam dobra w dogryzaniu ludziom, niestety w mojej naturze leżała uprzejmość, nawet względem najgorszych wrogów, co niekiedy szło na moją niekorzyść.  
Chwyciłam za dłoń nieznajomą i pociągnęłam w stronę szosy. Nie chciałam jeszcze bardziej się pogrążać brakiem umiejętności obronny innych.
-Wybacz, że... jakby to ująć... starałam się przepraszam.
-Alex- podała swoje imię wybuchając smutnym śmiechem- to było idealne, nie wiem jak ci dziękować.
Posłałam jej słaby uśmiech przypominając sobie, że jest 4 nad ranem, a do domu mam kilka ładnych kilometrów. Jasnowłosa odczytała jakoś moje myśli i oznajmiła, że zadzwoni po taksówkę. Nie miałam martwić się kosztami, bo za poetycki ratunek opłaci każdą cenę. Polubiłam ją. Kiedy taksówkarz wysadził mnie pod mieszkaniem, wymieniłyśmy numery obiecując sobie kiedyś wyjście na kawę. 


Klaun stoi na ulicy, próbując się uśmiechnąć
Myśli o domu, w którym stoi pusta wanna




Z wielką niechęcią wdrapując się na szczyt schodów kamienicy dotarłam pod właściwe drzwi. Starałam się znaleźć klucze, ale po przeszukaniu każdej możliwej kieszeni byłam pewna, że je zgubiłam. Wiedziałam o zapasowej parze u sąsiadki z niższego piętra, ale szczerze wątpiłam, aby staruszka nie spała o 5  rano. Zmordowana usiadłam na jednym z stopni zaczesując włosy do tyłu. Postanowiłam jakoś przeczekać godzinę, dwie i wtedy do niej zadzwonić.
Powoli zaczynałam zapominać o wydarzeniach sprzed godziny, odpływałam pragnąć zamazać, każdy możliwy szczegół wieczora. Dygoczące dłonie zaczynały powoli irytować swoim zachowaniem i choćbym nie wiem jak bardzo usiłowała, nie potrafiłam ich zatrzymać. Strach zaczynał wypełniać komórki tworzące ciało, a szkielet wydawał się być słaby, jakby pomimo podtrzymujących go mięśni miał się skruszyć i rozpaść. 
Dawałam sobie radę już tak długo ... nie, nie dawałaś, idiotka!
Jedyne czego teraz potrzebowałam to chwili spokoju, odpoczynku i zimnego prysznica. O pierwsze nie musiałam się martwić. Mieszkałam w cichej okolicy z malutkim ogródkiem mieszkańców naszej kamienicy, który znajdował się tuż przed wejściem. Stare mury zbudowane z czerwonej cegły dawały przyjemny chłód na klatce schodowej w której, aż roiło się od soczyście zielonych roślin. 
Po wystarczającej ilości czasu wstałam otrzepując spodnie i ruszyłam w dół do sąsiadki. Pani Mauriz zapewniała, że rozumie sytuację i nie miałam przejmować się wczesną godziną. Szybko ruszyła do kuchni, a kiedy wróciła wręczyła mi zapasowe klucze do klatki i mieszkania na jednym kółeczku. Podała również małą papierową torebkę z niespodzianką na nowy dzień. Uśmiechnęłam się do staruszki, podziękowałam uprzejmie, jeszcze raz przeprosiłam za kłopot i jak najszybciej wróciłam na swoje piętro. 
Już w drzwiach przywitała mnie Lili delikatnie ocierając się o moje nogi. Podrapałam kotkę za uchem i podeszłam do blatu w otwartej kuchni. Nalałam jej świeżej wody i wsypałam trochę karmy, następnie uchyliłam okno balkonowe.
Mieszkanie miałam na samej górze, było jasne z wysokim sufitem. Długie, stare okiennice pozwalały wpadać do środka porannym promieniom.  Należałam do tych dziewczyn, które uwielbiały kwiaty, więc byłam w posiadaniu małej mieszkalnej "dżungli", jednak każdy z gatunków winorośli należał do tych najmniej wymagających. Kochałam to miejsce. 
Postanowiłam wziąć kąpiel i przebrać się w jakieś czyste ciuchy, usiąść z dobrą książką i ciepłą herbatą całkowicie zapominając o wieczornej imprezie. Tak też zrobiłam. 
Ostatni raz Krisy... nigdy więcej, żadnych imprez.... nigdy!
Klaun stoi na ulicy, myśląc o swojej wannie - 
Mistrzu wybaczania, mistrzu zbrodni 
Szanujmy nasze wanny za wszystko, czym są,
Ponieważ widzą rzeczy, których nie chcą widzieć 





1 komentarz: